poniedziałek, 14 lipca 2014

Urodzinowy konkurs!

30 lipca blog Książki Moim Okiem będzie obchodził roczek swojego istnienia. Z tego też powodu postanowiłam zorganizować dla Was konkurs, a nawet dwa! (No i jak jeszcze się uda to będzie trzeci :D) Przejdźmy więc do szczegółów pierwszego konkursu!


1. Organizatorem konkursu jestem ja, właścicielka bloga Książki Moim Okiem.
2. Sponsorem nagrody jest Wydawnictwo M.
3. Konkurs trwa od  14 lipca 2014 roku do 30 lipca 2014 roku. (do godz. 23:59)
4. Ogłoszenie wyników nastąpi do dwóch tygodni po zakończeniu konkursu.
5. Zwycięzca zostanie poinformowany o wygranej drogą mailową. Jeżeli w ciągu siedmiu dni nie dostanę odpowiedzi, wybiorę kolejnego szczęśliwca.
6. Jedna osoba zgłasza tylko raz swój udział w konkursie.
7. Nagrody nie wysyłam za granicę.
8. W konkursie może wziąć udział osoba nie posiadająca bloga/posiadająca bloga, jak i również osoba anonimowa, ale w tym wypadku proszę o wpisanie swojego imienia/nicku.
9. Nagrodą jest jeden egzemplarz książki "Madeleine" autorstwa Consili Marii Lakotty
10. W konkursie wygrywa jedna osoba.
11. Jeżeli zgłosi się mniej niż 5 osób, konkurs zostanie odwołany.
12. Zwycięzca zostanie wybrany przeze mnie. Wygrywa ten, którego odpowiedź spodoba mi się najbardziej, jednakże jest możliwość, iż wylosuję zwycięzcę.
13. Książka jest nowa.
14. Jeżeli nie dostosujesz się do regulaminu, zostaniesz zdyskwalifikowany.
15. Nagroda zostanie wysłana do dwóch tygodni po otrzymaniu adresu.
16. Wszelkie pytania itp. proszę kierować na ksiazki-moim-okiem@wp.pl

Jeśli przeczytaliście regulamin to pewnie zauważyliście, że książką do wygrania jest jedna z nowszych powieści, a mianowicie "Madeleine". Niestety jeszcze nie czytałam tej książki, ale już czeka na swoją kolej. Myślę jednak, że jest o co zawalczyć. :) Przejdźmy może do zadania konkursowego. Nie jest ono jakieś trudne, ani nie jest związane z książką. Po prostu...

opiszcie ciekawą sytuację wakacyjną.

Może to być sytuacja, którą Wy przeżyliście w wakacje lub ktoś z Waszego otoczenia. Równie dobrze sytuacja może być całkowicie zmyślona. Jeśli chcecie możecie napisać wszystko w jednym zdaniu lub stworzyć jakiś dłuższy tekst (można przesłać na maila: ksiazki-moim-okiem@wp.pl jednakże proszę o poinformowanie mnie o tym w komentarzu). Zachęcam do zgłoszenia się, ponieważ jeśli będę miała problem z wybraniem zwycięzcy, wylosuję ze wszystkich zgłoszeń szczęśliwca, do którego powędruje książka. 

banner | jak zwykle robiony na szybko i byle jak xd 
Kilka ważnych informacji.

Wstawienie banneru, zaobserwowanie bloga w G+, zaobserwowanie bloga w bloggerze, polubienie strony na FB bloga -> http://pl-pl.facebook.com/pages/Książki-Moim-Okiem/569958549744640, polubienie strony na FB Wydawnictwa M -> https://www.facebook.com/WydawnictwoM, udostępnienie postu w G+ - wszystko to wezmę pod uwagę, więc jeżeli zrobicie, którąś z tych rzeczy, proszę mnie o tym poinformować w komentarzu!

Wzór zgłoszenia: 

Zgłaszam się!
e-mail:
banner/obserwacja itp.:
odpowiedź:

No to w sumie chyba byłoby na tyle. :) Mam nadzieję, że licznie się zgłosicie. Za każde udostępnienie informacji o konkursie będę naprawdę wdzięczna. :) Życzę wszystkim powodzenia! :)

A ja już pędzę przygotowywać kolejny konkurs. :3

18 komentarzy:

  1. "Madeleine" mam, więc nie wezmę udziału w konkursie, ale wszystkim innym życzę dużo powodzenia i... polecam tę książkę ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny pomysł na konkurs, gratuluję roczku ;) Ja nie wezmę udziału, gdyż książka zupełnie do mnie nie przemawia, ale udostępniam info na FB i w Google + ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. 'Zachęcam do zgłoszenia się, ponieważ jeśli będę miała problem z wybraniem zwycięzcy, wylosuję ze wszystkich zgłoszeń szczęśliwca, do którego powędruje książka' czyli jeśli będzie kilka naprawdę fajnych prac, to losowanie będzie ze wszystkich (nawet tych mniej godnych uwagi', a nie spośród tych paru wybijających się ponad inne? :C

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wszystko zależy od tego na jakim poziomie będą prace. Przy podawaniu wyników poinformuję jak został wybrany zwycięzca. :)

      Usuń
  4. ZGŁASZAM SIĘ!
    agata43@op.pl
    Mam taką jedną bardzo pamiętną historię, czy można ją zaliczyć do ciekawych to nie wiem, ale na pewno do "historii na całe życie" :) A więc były to wakacje '13. Piękna pogoda, znajomi i koncert Agnieszki Chylińskiej.(impreza typu: festyn czy jak kto woli wieś party). Zapadał zmrok, zrobiło się trochę chłodno więc należało się rozgrzać %. Wiadomo świetni ludzie i atmosfera więc nie zwróciłam uwagi które to piwo. Trzymałam się nieźle. Była świetna zabawa, śmiech, tańce i mnóstwoo ludzi. W najmniej oczekiwanym momencie poczułam, że mam pilną potrzebę skorzystania z kibelka. Razem z moimi znajomymi zaczęliśmy szukać jakiegoś ustronnego miejsca, ale wszędzie było pełno ludzi. Nagle Kuba (mój kolega) spostrzegł, że niedaleką są ustawione kabiny, w których można załatwić "taką rzecz"- tzw. Toi-Toie. Bez zastanowienia poszliśmy w ich kierunku. Było trudno się tam dostać, bo wszędzie pełno ludzi. Przed wejściem znajomi ostrzegli mnie, żebym nie siadała na desce, bo bakterie, bo brudno i nie wiadomo kto i co tam robił. No a ja ich oczywiście posłuchałam. Weszłam do kabiny i ustawiłam się w pozycji na "Supermena" a raczej w moim przypadku "Superwomen" no i zaczęłam siku. W pewnym momencie straciłam równowagę, zachwiałam się i wyleciałam z kabiny z gołym tyłkiem. Reakcja ludzi i moich znajomych była natychmiastowa- zaczęli się śmiać na cały regulator :) To była niezapomniana chwila. Od tamtego wydarzenia nie korzystam z takich miejsc i kontroluję ile piję xDDD
    Dodatkowo polubiłam stronę blogu i wydawnictwa na FB :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Wazmę udział, ale na razie nie mam weny :D

    OdpowiedzUsuń
  6. Książka mnie nie ciekawi, więc udziału nie wezmę. Ale życzę powodzenia uczestnikom :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Zgłaszam się!
    Udostępniłam na google.
    Obserwuję na google oraz bloggerze.
    Umieściłam banerek na blogu.
    Odp.
    Kilka lat temu (najprawdopodobniej dwa, ale nie jestem całkowicie pewna, ponieważ mam sklerozę :)) pojechałam z rodzicami oraz przyjaciółmi rodziny nad jezioro w okolicy Lublina. Mieszkaliśmy w domkach tuż nad jeziorem, a pan u którego wynajmowaliśmy pokoje miał rowerek wodny i zgodził się nam go pożyczyć. Problem w tym, że rowerek znajdował się dobre kilka metrów od brzegu, a żeby dostać się tam trzeba było dopłynąć łódką. ,,OK. Banał." - pomyśleli wszyscy.
    Mój tata oraz jego najlepszy przyjaciel musieli udowodnić wszystkim, jacy oni to nie są i wsiedli do łódki. Niestety przyjaciel taty ma dużo więcej kilogramów, więc łódka z jednej strony lekko się unosiła. Jednakże najlepsze było to, że wcale kierowanie zwykłą łódką nie jest takie proste. Przez około dziesięć minut kręcili się wkoło, nie wiedząc co zrobić.
    Koniec końców ja musiała popłynąć i przyciągnąć rowerem do brzegu. Dlaczego ja? Ponieważ nikt inny nie potrafił pływać.
    Coś mi się wydaję, że ego mężczyzn znacznie ucierpiało :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Zgłaszam się.
    Obserwuję na google oraz na bloggerze.
    Baner jest na blogu odurzonaksiazkami.blogspot.com.
    Mail: elaluczkow@gmail.com

    I odpowiedź:
    Sytuacja świeża, bo bardzo niedawno miała miejsce, właściwie to powinnam palić się ze wstydu za coś takiego, bo nie świadczyło to dobrze o mnie, ale jednak wywołuje to u mnie jedynie rozbawienie.
    Właśnie niedawno zdarzyło mi się pojechać z koleżankami w góry, w celu odpoczęcia od codziennych zajęć i rozluźnienia się - taki miły wstęp przed wakacyjnym lenistwem. Nie mogłyśmy nie zawitać do stolicy polskich gór i ich wizytówki - Zakopanego. Oczywiście w ruch poszły aparaty, fotografowałyśmy wszystko - podchodziłyśmy nawet do zwykłych ludzi, by zrobić sobie z nimi zdjęcia na pamiątkę. Z chęcią pozowali do zdjęć także górale i ich koniki, dlatego tylko nas to rozochociło. Spacerując po Krupówkach dostrzegłyśmy jednak takiego wielkiego pluszaka - no wiecie, takiego za którego przebierają się ludzie, a inni mogą się z nimi sfotografować. Ja osobiście obawiałam się mieć z nim zdjęcia, dlatego tylko stałam z boku, nawet nie bawiłam się w fotografa, jednak moje koleżanki korzystały z okazji i zrobiły ich mnóstwo. Jednak poczciwy misio, kiedy już odchodziłyśmy, poszedł za nami i powiedział, że pieniądze się należą... No a my zamiast się zrzucić i zapłacić, w końcu to nie był majątek, no to wzięłyśmy nogi za pas i zaczęłyśmy od niego uciekać - przez całe Krupówki. Boże, ludzie patrzyli na nas jak na idiotki - wyobraźcie sobie, 4 dziewczyny uciekające przed goniącym je pluszakiem! W końcu jednak skręciłyśmy w boczną uliczkę, ale nie wszystkie - jedna koleżanka poleciała prosto, dlatego nas zgubiła. My zwiałyśmy do jakiegoś sklepu, a ona zaczeła do nas dzwonić, by nas znaleźć - no i przywlokła za sobą tego miśka, który zaczął na nas czekać pod sklepem. W końcu, po jakichś 10 minutach zapłaciłyśmy mu, paląc się ze wstydu. A co najgorsze, to później jak chodziłyśmy po tej ulicy a misiek nas widział, to zawsze nam machał... Teraz jednak chyba nie jestem zawstydzona, ponieważ mam co wspominać - ubaw był nieziemski, choć jednak pechowy dla nas. : D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałąm akcję z tym miśkim ;) Masakra... :)

      Usuń
  9. W razie gdybym później zapomniała: już teraz gratuluję rocznicy. ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Zgłaszam się! ;)
    Baner jest na blogu lustrzanadziej.blogspot.com, poza tym obserwuję, udostępniłam itp.
    Mail: elfikbook@gmail.com
    Byłam w Kazimierzu Dolnym na rynku na koloniach plastycznych. Razem z przyjaciółką siedziałyśmy na schodach i malowałyśmy zabytki. Obie byłyśmy skupione na swojej pracy i na początku nie zauważyłyśmy, że za nami stoi cała kolonia i dziwnie nam się przygląda. Dopiero gdy usłyszałam jakieś głosy za swoim uchem, odwróciłam się i spojrzałam za siebie. Nade mną stało kilka osób. Nie byli to Polacy. Pewien chłopak mówił coś do mnie, ale nie rozumiałam go. Prawdopodobnie dotyczyło to faktu, że siedzę na środku schodów do restauracji i rysuję, nie przejmując się niczym. Trochę ze wstydem wróciłam do swojego obrazu i próbowałam się nie przejmować, że kilkanaście osób patrzy mi na ręce. Jednak gdy odeszli, szybko o tym zapomniałam. I raczej bym sobie nie przypomniała, gdyby taka sytuacja nie powtórzyła się w zamku w Janowcu i Nałęczowie. Raczej normalne jest, że jak ktoś rysuje, czy maluje na środku ulicy, wszyscy mu się przyglądają. Ja tak też robię. Jednak cały czas była to ta kolonia (przypuszczam, że to była kolonia). Poznawałam ją, bo byli chyba Hiszpanami i rozpoznałam twarz tego chłopaka. To dość dziwne, że trzy razy pod rząd spotkałam tą samą kolonie. Tym bardziej że mieszkałam w Kazimierzu dziesięć dni i byłam tylko na wycieczce w zamku i Nałęczowie.
    Może historia nie jest jakoś wyjątkowo pasjonująca, ale zawsze warto spróbować. Gratuluję rocznicy i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Zgłaszam się :)
    Udostępnione na fb.
    Mail: Nana923@vp.pl

    Ciekawą sytuacją z wakacji zapewne można nazwać to co wydarzyło mi się kilka lat temu. Kiedy mieszkałam jeszcze na wsi i miałam może max 16 lat większość wakacji spędzałam oczywiście ze znajomymi. Niedaleko mojego domu jest rzeka, nad która spotykali się wszyscy znajomi. Robiliśmy tam ogniska, kąpaliśmy sie i urządzaliśmy wszelkiego rodzaju schadzki. W ostatnim tygodniu wakacji postanowiłyśmy z koleżankami spędzić kilka dni pod namiotami właśnie tam. Ja, 4 inne dziewczyny i kilku chłopaków rozpaliliśmy ognisko i spędziliśmy prawie całą noc na wygłupach. Kiedy Ci już pojechali zostałyśmy tylko w piątkę. Każda z nas była zmęczona więc z trudem rozstawiłyśmy namiot i poszłyśmy spać nie zastanawiając się w jakim miejscu go rozkładamy. Nad ranem jedna z nas zaczęła cś gadać przez sen (przynajmniej tak nam sie wydawało wtedy). Brzmiało to mniej więcej tak: "Zostaw mnie, no daj spokój nie śliń mnie Kacper" Przebudziłam sie i chciałam zobaczyć o co chodzi ale zamiast gadającej Pauli zobaczyłam: KROWĘ!! Tak. Paula była przekonana, że to kolega ją zaczepia, a tak naprawdę to krowa lizała ją po nodze :D nieopatrznie w nocy rozłożyłyśmy namiot nie na tej łące na której zawsze i kiedy się obudziłyśmy dotarło do nas ze ktoś tutaj przyprowadził swoje zwierzątka żeby się najadły. Wszystkie z wielkim wrzaskiem wybiegłyśmy z namiotu i uciekałyśmy w popłochu w szortach i koszulkach do mostu. Stałysmy tam śmiejąc się same z siebie i zastanawiając nad tym która z nas wróci po nasze rzeczy skoro wokół naszego namiotu kręcą się 3 krowy :D Ostatecznie zadzwoniłyśmy po kolegów, żeby zebrali nasze rzeczy i zawieźli nas do domu. Zrezygnowaliśmy ze spania poza domem, tym bardziej ze okazało się, że wszystkiemu przyglądał się właściciel tych o to krów i miał niezły ubaw z nas. :) tak więc przestrzegam wszystkich: patrzcie dokładnie gdzie rozstawiacie namioty chyba że chcecie zaraz po przebudzeniu zobaczyć nad sobą głowę krowy w odległości pół metra od swojej twarzy :D

    Życzę jeszcze wielu takich rocznic i gratuluję ;)
    Nana.

    OdpowiedzUsuń
  12. Zgłaszam się :)
    Udostępnione na fb.
    Mail: kasiakucik6@interia.eu

    Będąc już pełnoletnią osobą postanowiłam wybrać się z przyjaciółmi nad wodę na kajaki. Pech tak chciał,że moi znajomi pełnoletni nie byli niestety. Co wiązało się z tym,że 4 czy 5 kajaków muszę wypożyczyć "na siebie". Tak sobie dziś myślę,że byłam bardzo odważna :). Dojechaliśmy nad zalew dość sporą gromadka osób, o ile dobrze pamiętam 10. Do zalewu jakieś 4km-droga przemierzona rowerami. Czyli zmęczenie już jakieś fizyczne małe było. Wypożyczyliśmy te kajaki pani o dziwo nie robiła problemów,że jedna osoba tyle wypożycza. Do rzeczy... W moim kajaku miał ze mną pływać Michał mój sąsiad- okaz zdrowia, silny nastolatek, zawsze gotowy do wysiłku fizycznego. Reszta się jakoś dobrała i wypłynęliśmy w zalew. Macham tymi wiosłami jak szalona, on również. Nie potrafiliśmy płynąc w obranym kierunku. Co ja przeżyłam, młodsze osoby śmiały się z nas,że nie potrafimy dać rady. W końcu czara mojej goryczy się przelała. Krzyknęłam na Michała tak,że podejrzewam iż słyszało mnie pół powiatu "Zostaw to wiosło! Nie wiosłuj!!!! SAMA DAM RADE!!!!. I proszę sobie wyobrazić,że popływałam sobie po całym zalewie w te i wewte jako taxi kajakowe dla mojego potężniejszego ode mnie kolegi. Mało tego, zauważyła to nawet Pani która wypożyczała nam kajaki, śmiejąc się na brzegu,że mam "parę w łapach jak chłop" .

    Gratulację rocznicy :)

    OdpowiedzUsuń
  13. Zgłaszam się!
    e-mail: magdoluna@gmail.com
    obserwacja: blackorwhite55
    odpowiedź: Na wakacjach często spotykam się z kolegami i idziemy grać w siatkówkę. Więc któregoś słonecznego dzionka postanowiliśmy taki wypad zorganizować. Trzeba było jeszcze zadzwonić do jednego z koleżków i powiadomić o meczyku. A zwie się on Artur, ale wszyscy od wieelu lat mówią na niego Andrzej, bo jego brat sie tak nazywa a oni są bardzo podobni. No to ja dzwonię do tego Andrzeja/Artura. On odbiera, więc ja mówię: "Cześć Andrzej!" Na to on: :Cześć". Ja do niego: "Siatkówka dziś o 18.30. Będziesz?" A tam chwila ciszy i zmieszany głos: "Ale to Andrzej, brat Artura.."
    No i tak jakoś wyszło niezręcznie. Niby mało to ma z wakacjami wspólnego, ale baaardzo się z tego śmiałam potem ;)

    OdpowiedzUsuń
  14. Zgłaszam się. :)
    e-mail: 3dytka@vp.pl
    obserwuję jako: Edyta S.
    Rok temu pojechaliśmy z mężem i 10-letnią córeczką na wymarzoną przeze mnie wycieczkę do Paryża. Przewodnik opowiadał nam o tym, iż stolica Francji jest bardzo nieprzewidywalna, ludzie potrafią robić tu zaskakujące rzeczy. Mieliśmy okazję się o tym przekonać, gdy wybraliśmy się na wycieczkę do miasta metrem. ;) Gdy wracaliśmy do domu okazało się, iż mamy mało czasu do ostatniego tego dnia metra zmierzającego w naszym kierunku. Cała nasza wycieczka pędziła co sił w nogach do metra, mój mąż obładowany litrami wody i napojów do picia (gdyż nieco wcześniej zaopatrzyliśmy się w napoje na najbliższe dni w Carrefourze). Mój biedny mąż wyglądał przekomicznie. Biegliśmy i śmialiśmy się z sytuacji. Udało nam się dopaść środka lokomocji. Nie ruszył on jednak w określonym czasie, ani 5 minut później, 10 minut później, 15... Czas upływał, a my staliśmy w miejscu. Z głośników dobiegały nas francuskie komunikaty, a przewodnik wytężał słuch, aby zrozumieć o czym mowa. Okazało się, iż kilka osób urządziło sobie "piknik na torach". Odjazd naszego metra doszedł do skutku pół godziny później, gdy francuska policja "zdjęła" majówkowiczów z torów. ;) Śmieliśmy się jeszcze długo później z tej naszej paryskiej przygody. :D

    OdpowiedzUsuń
  15. Zgłaszam się!
    e-mail: domi ba
    banner: http://www.rzekaksiazek.blogspot.com/p/blogowe-konkursy.html
    obserwuje w G+, obserwuje w bloggerze, udostępniłam w G+
    odpowiedź:Kiedyś na wakacjach pojechałam rowerami z koleżanką nad jezioro. Na miejscu czekały na nas jeszcze dwie dziewczyny. My tak sobie pojechałyśmy, bo nie chciałyśmy się kąpać, więc nie wzięłyśmy strojów. Dojechałyśmy nad wodę, zostawiłyśmy rowery i poszłyśmy do koleżanek. One już były w wodzie i kiedy nas zobaczyły wyszły nam na spotkanie. Oczywiście, kiedy powiedziałam im, że nie zamierzam pływać były bardzo rozczarowane, ale wpadły na świetny pomysł nic sobie nie robiąc z moich protestów i wrzuciły mnie do wody. Koleżanka, która została na plaży zaczęła się śmiać, a ja taka wkurzona i calutka mokra wyszłam z wody. Zaczęłam się wydzierać na dziewczyny a te tylko się śmiały, bo tak głośno krzyczałam, że wszyscy się na mnie gapili jak na wariatkę. Ja byłam wkurzona, bo mokra musiałam wracać jakieś 4 km do domu. W końcu mi przeszło, choć dodam, że nienawidzę być mokra. Zebrałyśmy się i miałyśmy jechać do domu zwykłą drogą, kiedy koleżanka stwierdziła, że poprowadzi nas krótszą. W efekcie poprowadziła nas jakąś wiejską drogą, gdzie się jeszcze zgubiłyśmy i jechałam szukają drogi i ociekając wodą. W pewnym momencie, kiedy przejeżdżałyśmy obok jakiegoś domu z furtki wybiegł wielki pies podobny do wilka. Jedna dziewczyna strasznie się boi psów, więc zaczęła krzyczeć, a inna śmiejąc się krzyczała „Jacob nareszcie mnie odnalazłeś”. Zaczęłyśmy się śmiać i jakoś wyjechałyśmy na drogę, którą znałyśmy. Wróciłam do domu i nadal byłam mokra, ale na szczęście nie zachorowałam. W tedy byłam wkurzona, ale teraz wspominam to z uśmiechem.

    Nie wiem czy to ciekawa historia, ale na pewno wakacyjna;)

    OdpowiedzUsuń

1.Wszelkie komentarze z "zapraszam do mnie" lub z linkami do Waszych blogów zostaną usunięte.

2. Jeśli chcecie mnie poinformować o konkursie lub Waszym wyzwaniu, możecie napisać to w komentarzu, ale moglibyście wysilić się chociaż trochę i napisać coś odnośnie postu. Jeśli Wam się nie chce to po prostu zostawicie link w podstronie "Wyzwania" w przypadku wyzwania i "Blogowe konkursy" w przypadku konkursu. Komentarze, które będą sprzeczne z tym co napisałam po prostu usunę.

Czy wymagam zbyt wiele?